wtorek, 14 czerwca 2011
















Królik sadysta

hmmmmmmmmmmmmm

Kwaśna minka nie lubimy królików

Na wszystkie smutki najlepszy plac zabaw


Zdjęcia zaległe. A ja dzisiaj miałam typowy 13 choć kalendarzowy był wczoraj. Zaczęło się niewinnie miałam dzisiaj wolny dzień od pracy. Byłam na sympozjum naukowo-technicznym w Gliwicach na Politechnice, bardzo ciekawe. na dodatek sympozjum zaczynało się o 10 wiec miałam rano dużo czasu żeby się wyspać ( dojazd do Gliwic autobusem około 35 minut). Wykłady nie co się przeciągnęły, wiec uciekł mi autobus, następny hm za 2 godziny świetnie, wiec jako zaznajomiony były student postanowiłam wybrać trasę na okrętkę. Przecież znam ta trasę na pamięć. Wsiadłam w 57 szkoda tylko ze trafiłam na jedyny autobus w ciągu dnia który jedzie na około1,2 h. Ale to nie koniec podroży później czekał mnie 45 minutowy postój, następnie kolejnym autobusem dojechałam do jakiegoś zadupia, wioski obok mojej, ponoć dworca 2 autobusy w polu i oczywiście koniec trasy oraz przerwa 30 minut, ale trasa powrotna na rozkładzie miał jechać do  mnie, no to idę jakiś kilometr do przystanku. Znalazłam przystanek, ale rozkładu brak wchodzę do sklepu i pytam jak dojechać Pani za ladą lekko zdziwiona moim pytaniem "ale tu się nie dojedzie jest przystanek w środku pola jakieś 2 km dalej , ale teraz to chyba nic nie pojedzie.'' Po prostu superrrr No to nic idę dalej. A zapomniałam powiedzieć, że zaraz jak wyszłam z auli to wyładowała mi się telefon, wiec ani ja nie mogłam zadzwonić, ani też nikt z mojej rodziny nie wiedział co się ze mną dzieje i czemu od 3 godzin mnie nie ma. Po pół godziny marszu mijały mnie tylko kolarze w maratonie, nie ma co liczyć na stopa, jedno szczęście ze akurat jak doszłam do przystanku( którego tak naprawdę wcale nie było, znaczy się przystanek był, ale bez informacji o nim, jak by nie przemiła dziewczyna to bym nie wiedziała ze tam się zatrzymuje)nadjechał autobus i ostatnie km przejechałam do domu dotarłam o 18 30. jedyne szczęście , że coś mnie powstrzymało od szpilek rano, bo tego maratonu bym nie przeżyła. Najśmieszniejsze jednak jest to , nie poszłam na obiad, żeby być szybciej w domu. Jak bym na niego poszła to była bym o 2 godziny szybciej w domku i jechała bym 35 minut bez tego całego marszu. Taka ze mnie sierota.... A teraz leżymy z Mika ona z lodem na oku ( miała bliskie spotkanie z wanną ) ja na nogach. Idę spać może fatum minie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz